[Recenzja] Restauracja "Ma Maison" (Michel Moran)

 

Doszedłem do wniosku że może ciekawym pomysłem jest też umieszczanie opisów kulinarnie ciekawych miejsc. Przyszło mi to na myśl jak byłem w Sylwestra na sylwestrowej kolacji w restauracji znanego przede wszystkim z MasterChef, oczywiście polskiej edycji,  Michela Morana "Ma Maison" więc od tego zacznę.

Nie jest to kryptoreklama czy też współpraca.Wręcz przeciwnie. Michel ma u mnie duży minus ale nie jest on w ogóle związany z kwestiami kulinarnymi więc na nich się skupmy.

W Sylwestra byłem na kolacji sylwestrowej w Restauracji Michel'a Moran'a "Ma Maison" (znajduje się ok. 2-2,5 km od mojego domu) i po prostu dzielę się z Wami opinią. 
 
 
Mieliśmy stolik dwuosobowy. Menu było stałe okazjonalne dla wszystkich. Poprosiłem kelnerkę żeby dobrała nam wino białe. Wybór padł na jedno z win Sacchetto i bardzo dobrze pasowało. 
 
Pierwsze było Amouse Bouche czyli tzw. czekadełko. Była to ostryga zapiekana w mega sosie podana z bagietką. 
 
Następnie podano Loup de mer marynowany, granite z szampanem, kawior z jesiotra antonius czyli mówiąc po polsku okoń morski czy jak kto woli lambraks bo to jest to samo z dodatkami. Ryba była surowa, marynowana. Bardzo delikatne i stanowiło ciekawy początek. Wtedy było już wiadomo że "jest bardzo dobrze". 
 
Po pewnym czasie wjechała kolejna pozycja czyli Creme Brulee z kaczą foie gras podana z pigwą w pomarańczach i domową brioszką. Danie dla osób które lubią lub nie przeszkadza im foie gras. Mnie smakowało a zwłaszcza przegryzane podanym w tym daniu bliżej nieokreślonym dodatkiem zieleniny. Sam nie wiem co to było ale grubsze łodyżki były dość ostrawe i dawały ciekawe połączenie smaku z samym creme brulee z foie gras. Żonie nie bardzo to podeszło bo stwierdziła że ogólnie jest za mdłe. W zamówiliśmy więc "na trawienie" kolejkę tequili. 
 
Po tym nastąpiła chwila przerwy i podano malutką kuleczkę sorbetu truskawkowego. Kwaśny i był fajnym przerywnikiem przed głównymi pozycjami. 
 
Pierwszą z nich był pieczony filet z piotrosza podany z beurre nantais czyli była to kostka z zapieczonych cieniutko krojonych plasterków ziemniaka. Bardzo smaczne. 
 
Drugim daniem głównym był tournedos cielęcy z zimową truflą, mille-feuille i pommes de terre. Mówiąc po naszemu był to kawałek polędwicy cielęcej jak stek wołowy. Wolno gotowany sous-vide, nie podsmażany ani nie opiekany w piecu czy też palnikiem jak to robi większość świata lecz obtoczony w kruszonych pistacjach podany z pure z topinamburu i chipsami ze skorzonery i sosem jak kelnerka stwierdziła estragonowym. Moim zdaniem był on zrobiony z topinamburu i skorzonery a okraszały go krople oliwy estragonowej. Jestem osobą uczuloną na cielęcinę ale wiedząc że mam kolejne dwa dni wolne postanowiłem że cokolwiek się nie stanie to zjem to danie. No muszę. Danie smaczne aczkolwiek trzeba lubić specyficzny smak cielęciny zwłaszcza jak jest długo gotowana w niskiej temperaturze rzędu ok. 68 stopni. Ja bym wolał jakby po takim gotowaniu było podciągnięte na patelni na maśle z ziołami ale to nie "po francusku". Sos i pure bardzo dobre a chipsy ze skorzonery zajebiste i do powtórzenia w domu. 
 
Po tym wjechał deser czyli jak w było w karcie "Mignardises". Było to warstwowe ciasto podobne trochę do sernika na zimno na biszkopcie o grubości dosłownie 1 milimetra podane z kwaśnym syropem z czarnej porzeczki. Bardzo delikatne, mało słodkie i po wcześniejszym miksie dań robił robotę ten kwaśny syrop. 
 
Porcje wszystkich dań były małe ale ich ilość i różnorodność duża. Jak dla mnie to wielki plus bo wolę spróbować dużo różnych smaków a nie zapchać się dwoma pozycjami. Reasumując, bardzo fajna kolacja. Bardzo fajna podróż kulinarna. Michel oczywiście cały czas uwijał się na sali. Chodził i rozmawiał z ludźmi. Podawał talerze, zbierał talerze. Atmosfera bardzo fajna bo na sporym luzie a nie jakieś "sztywne klimaty" i nawet sam Michel był ubrany w jeansy z dziurami i koszulkę z długimi podciągniętymi rękawami i fartuch. Jak dla mnie bardzo udana kolacja. Czy drogo? Pewnie kwestia względna. Jak dla mnie za takie składniki i takie smaki to niezbyt drogo. Za całość rachunek wyniósł ok. 750 złotych za 2 osoby ale w tym było wino za ok. 80 złotych i kolejka tequili ale nie wiem ile kosztowała bo nie sprawdzałem. Jeśli mieszkasz w Warszawie albo odwiedzasz Warszawę i chcesz spróbować dań z tej restauracji a nie masz samochodu to można do niej dojechać z Metro Młociny jednym autobusem komunikacji miejskiej bez żadnej przesiadki (tak, w Kampinoskim Parku Narodowym mam komunikację miejską). Szczegóły dotyczące tego miejsca, zdjęcia itd. znajdziecie tutaj: https://www.mamaisonrestaurant.pl/
 
P.S.: alergia na cielęcinę dała o sobie znać i Nowy Rok nie był ciekawy ale na szczęście mam w domu 3 łazienki. Pomimo tego nie żałuję że zjadłem. Uważam że było warto.

Popularne:

Obraz

Boczek w słoiku

Obraz

Babka ziemniaczana

Obraz

Tarta ze szparagami

Obraz

Kimchi dla leniwych